piątek, 9 grudnia 2011

... o moim.

A: To jak robimy? Gdzie dziś śpisz?
M: U siebie?
A: Ale jutro "wypad z baru"! I to z samego rana.
(z samego rana czyt.: najpóźniej o 6:30)
M: To śpię na kanapie. Pokój zdaję już dziś...
          _________________________________________

Pokój. Cztery ściany. Czasem trochę więcej,ale to zależy od wizji projektanta i wykonawcy. Nie ważne. Ważne,że pokój. I że mój. Enklawa. Twierdza. Inny świat. MÓJ.

10.XII.
Przez tydzień nie będzie mój. Dramat. Koniec świata.
Ej,nie śmiejcie się!
Wiecie ile rzeczy powinnam w nim przez ten tydzień zrobić?
Posprzątać w szafie i komodzie.
Powalczyć z galerią obrazków na ścianach.
Pomajsterkować na moim stoliku.
Uporządkować papiery,bo mam w nich mega dramat.
Wyspać się.
Uwalić się na kanapie i oglądać filmy do umarłego.
Godzinami plotkować przez telefon ukryta przed całym światem.
Dokończyć czytać wszystkie zaczęte książki.
Już nawet nie wspomnę o wypisaniu do końca kartek świątecznych.
Zapakować świąteczne prezenty.
Lenić się.
Itd.
Przesadzam? Pewnie tak. Ale jak Wy byście się czuli i ileż to rzeczy mielibyście "nagle" do zrobienia - gdyby kazano Wam się wymeldować z WŁASNEGO pokoju?
I nie ważne,że w mgnieniu oka go odzyskanie..Nie ważne. Ból w sercu pozostanie :)


poniedziałek, 5 września 2011

... o Alfredo.

X: A co to za lovelas?
Y: Gdzie?
X: No tam przy wejściu do metra.
(pół autobusu automatycznie, jak na komendę przeniosło swój tępy, poranno-poniedziałkowy wzrok we wskazane przez nieznajomą miejsce)
Y: No Alfredo,tak mi się wydaje.Czekaj,niech się przyjrzę...Zdecydowanie Alfredo. Wali operą mydlaną na kilometr.
(współpodróżni też się przyjrzeli - tak, brazyliada w najlepszym wydaniu)
          ________________________________

Wyobraźcie sobie poniedziałkowy poranek, autobus z wolnymi siedzącymi miejscami(tak, zdarzają się takie), nieliczni pasażerowie udają przytomne istoty a tak na prawdę w myślach pija już poranną, biurową kawę aby wreszcie się obudzić.
Przystanek przy metrze.
Jeden z ulubionych - tu wysiada najwięcej osób (co jest dużym plusem, gdy w autobusie z jakiegoś dziwnego powodu jest tłok i nie ma gdzie usiąść mimo wsiadania na jednym z pierwszych przystanków), to również miejsce tak zwanej "wystawy" - można popatrzyć na ludzi. Poranny pośpiech "prywaciaży" i leniwy chud państwowych urzędników, szczupłe (albo i nie) nogi w za krótkich szortach choć na niebie już od dawna słońca nie ma, opatuleni starsi ludzie w strojach rodem z porannego grzybobrania, imponujące garnitury od najlepszych producentów i luzacko wymięte koszulki w myśl trendu "wstałem/am pięć minut temu,ale i tak jestem modny/a".
I nagle wyrasta on...
Pan na oko po pięćdziesiątce. Opalony na heban (przedawkowany samoopalacz? kto wie,troszkę zbyt złotawy odcień jak na naturalną opaleniznę) Szczupła sylwetka, choć mały brzuszek pewnie gdzieś się tam czai pod prążkowaną koszulą w odcieniach różu. Ten kolor nawet tak nie razi - przykrył do granatową marynarką z kieszonką, w którą wetknął również różową chusteczkę (tylko dlaczego w groszki?). Spodnie w kancik. Buty wypolerowane na glanc. Włosy (oj to boli) już nie pierwszej grubości,ale lekko dłuższe i zaczesane na geeeel do tyłu. Na nosie ciemne okulary w wąskich prostokątnych oprawkach. Błagam, błagam, błagam...niech tylko nie ma na szyi złotego łańcucha! (ta kwestia już pewnie nigdy nie zostanie rozstrzygnięta).
Słowo daję, człowiek żywcem wyrwany z brazylijskiej telenoweli. Hiszpański akcent, rodzinne dramaty, sypianie w tym samym czasie z matką,córką,sąsiadką,kelnerem, ogrodnikiem (?), prawdziwy syn ojca babki ciotki przyrodniej żony brata ze strony wuja z Meksyku.
Co się stało,że Alfredo opuścił swój świat? Przeszedł na drugą stronę szklanego ekrany?
Myślę,że pozostanie to tajemnicą poniedziałkowego poranka.
Poniedziałkowy Alfredo wprost z Brazylii...I dziań od razu jakiś taki milszy,bardziej zjadliwy,trochę zabawny, trochę nostalgiczny...



piątek, 11 lutego 2011

... o kwadransie.


M: Na kiedy jest Ci to potrzebne?
A: Na za chwilę.
M: No żart.
          _____________________________
p. M: Trzeba to roznieść. I niech wszyscy podpiszą!
M: Wszyscy?
p. M: Tak. No co?
M: 58 osób?
p. M: Przecież mamy jeszcze kwadrans.
         _____________________________
                Minuta. Miara czasu.
Piętnaście minut brzmi dołująco.
Masz piętnaście minut na posprzątanie pokoju!
Za piętnaście minut chcę Cię widzieć w samochodzie.
Do końca lekcji już tylko piętnaście minut – po tym czasie odkładamy długopisy.
Aż człowiek gęsiej skórki dostaje.
Za to kwadrans… Wysublimowana nazwa czegoś potocznego… i od razu można na świat spojrzeć przez różowe okulary.
Oj przecież znajdziesz kwadrans na kawę ze mną.
Mam jeszcze kwadrans, zdążę to wysłać.
Nie budź mnie… mam jeszcze kwadransik!
Czasem taka drobnostka, jedno, maleńkie słowo może sprawić, że na naszej twarzy znów pojawi się uśmiech bo przecież mamy jeszcze TYLE CZASU.

wtorek, 14 grudnia 2010

... o syndromie butów

M: Fajne były.(mając na myśli widziane kilka stoisk wcześniej czarne czółenka)
K: No.
M: Ciekawe ile kosztowały?
K: I jak wyglądają na stopie?
M: Trudno się mówi. Będą inne.

          ______________________________

M: Te buty cały czas chodzą mi po głowie.
K: Mi też...
M: To co jedziemy po nie jutro?
K: O 9-tej pod metrem?
M: O 9-tej.

          _______________________________

K: Świetne są.
M: I ta cena - super.
K: Bierzemy?
M: No raczej. I tak na przyszłość : zawsze pytamy się o cenę, zawsze przymierzamy, zawsze rozpatrujemy za i przeciw aby kupić od razu a nie nie spać po nocach myśląc czy jutro jeszcze będą na nas czekać.
K: Zgoda.
M: To od dziś będziemy nazywać syndromem butów.
K: Syndrom butów!

Znacie to z własnego doświadczenia?
Wiedziałam,że nie jestem z tym sama. Niby banalna rzecz - jak nam się coś podoba - poświęćmy temu dłuższą chwilę. Może warto zapytać o cenę, odszukać odpowiedni rozmiar, albo zwyczajnie zastanowić się czy jest nam to potrzebne.
W pewnym sieciowym butiku pokazała się ostatnio "moja" bielizna w granatowym kolorze. Moja, bo już jeden komplet spoczywa sobie bezpiecznie w mojej bieliźnianej szufladzie. Prosty, uniwersalny krój.Jednokolorowy materiał z boskim haftem. Nie można w tym źle wyglądać. Nauczona doświadczeniem - spojrzałam na cenę - bez zmian wysoka, ale warto. Przymierzyłam...sztuczne światło świetlówki w przymierzalni zrobiło ze mnie potwora w czymś ładnym, ale jeszcze się nie poddawałam. Czy ja tego potrzebuję? Daaaaaa, no raczej,ale...
Odwiesiłam na miejsce. To chyba nie TO.

Nie miałam pojęcia, że w tym sklepie dział z książkami zrobili. Może maja tam coś ciekawego.
Dziecięce...wampiry...gotowanie...fotografia...poradniki...albumy... o albumy... o album o modzie.
Kurcze, fajny jest. No no... I zdjęcia i historia. I najważniejsze domy mody opisane. Super. Zdecydowanie muszę ją mieć! Muszę ją mieć. Muszę ją mieć?
E tam, po co mi? No niby fajna, ale nie ma co. Idziemy dalej.

Już w drodze powrotnej do domu kołaczą mi się myśli po głowie.
Bielizna była boska i nawet zdecydowanie BOSKA. Przecież na coś takiego polowałam. I co tam to światło świetlówek. Chrzanić je. Przecież dobrze wiem, jak uroczo w niej wyglądałam. A jak by tak na nią założyć tę pasiastą koszulę i rurki...baleriny,obowiązkowo i nowa torba. Właśnie! Cholera syndrom butów. Nie zasnę. A jak wykupią mój rozmiar? O w mordę. Masakra, nie wolno Ci myśleć o najgorszym.
Książka też byłą świetna. Tyle informacji. Cudo, przecież lepsza się nie trafi zwłaszcza po polsku.Może w tej anglojęzycznej księgarni będzie coś fajnego, ale tam raczej nastawiają się na zdjęcia, a tu było tyle treści.I tylko dwa egzemplarze stały na półce... A przecież już tyle razy sobie obiecałam...

Dwa dni później - nie no bez przesady, aż tak długo nie musiałam się zastanawiać,ale nie miałam kiedy podjechać do centrum - syndrom butów zażegnany! Bielizna leży sobie spokojnie w szufladzie a książka...a książka czeka na swoją kolej do przeczytania i zerka na mnie od czasu do czasu z półki przy drzwiach.
Mogę spać spokojnie, moje skarby są w dobrych rękach.

czwartek, 6 maja 2010

... o telepatii

Jeśli siedzimy w pracy (albo gdziekolwiek tylko nie tam,gdzie byśmy akurat chcieli być), mamy co robić słowo,nawet powiedziałabym,że jesteśmy zarobieni po uczy,czym najlepiej się zająć???
Tak wiecie - w pierwszej kolejności???

Stoję na szczycie skarpy,w dole słuchać jak leniwe fale wody uderzają o zacumowane łódki.Dokoła panuje cisza,która aż rani uszy.Zmrok powoli pożera wszystko,co staje mu na drodze,w jego wędrówce do nocy.Ostatnim dowodem na miniony ciepły dzień są rozgrzane deski pomostu.To one grzeją ciało kiedy dusza wpatruje się w rozgwieżdżone niebo.

M: A nie masz ochoty na "boże światki" w L. ?
A: O rany! No co Ty?! To niesamowite!
M: Co? Dlaczego?
A: Jasne! Kurcze M. dopiero co wczoraj o tym myślałam.
M: To witaj w klubie. Też wczoraj na to wpadłam.
A: Ale jazda. Jedziemy. Rezerwuj.

Jakie to szczęście,że dni tak szybko płyną i czerwiec jest już prawie jutro :)

czwartek, 14 stycznia 2010

... o księżniczkach

R: Dlaczego myślisz, że coś nie gra?
M: Kobieca intuicja. (śmiech) Zwyczajnie wiem i już.
R: Ale przecież uprzedzałaś, prawda?
M: Tak, kawa na ławę... „Nie jestem miłą osobą”. I dupa. Nie uwierzył.
A teraz męcz się człowieku z jego humorami.
______________________________________________

A: (...) doszłam do wnioski, że O. jednak nie może się pogodzić z myślą,że jesteśmy [friends](...)ach faceci,nie potrafią poradzić sobie z emocjami. :)
M: Faceci - kolejny powód aby mieć kotka :)
A: Nie no kota nie zniosę. Może prędzej psa w moim przypadku.
M: To idź o krok dalej - rybki, nie trzeba ich dotykać a są ładne.
______________________________________________

B: Dlaczego oni wolą być okłamywani?
E: No właśnie, dlaczego?
M: A bo ja wiem...Masochiści.
(każda łapie łyk kawy, który nie jest jedynie „łykiem”, to raczej chwila na samodzielne rozkminienie pytania, sekundową analizę i przygotowanie teorii)

M: Powiedziałam, że nie ma mowy o czymś „poważnym”. Dla mnie H. nie przestał istnieć.
Dobry z niego dzieciak, nie chciałam robić mu złudnych nadziei. Dopiero później
miałabym przerąbane...
E: Płacz i zgrzytanie zębami :)
M: Dokładnie, tylko, że w jego wykonaniu. Dziękuję, postoję.
Chciałam być w porządku i co? Foch do kwadratu.

B: No oni jacyś dziwni są. Jak rozstawałam się z S., to cały czas pytał, czy mam innego.
Kuźwa, dacie wiarę – ze dwie godziny mówiłam mu co mi nie pasuje, z czym nie umiemy sobie poradzić. No wiecie, pierdoły życia codziennego. Nic nie zrozumiał. Cały czas
powtarzał „no ale powiedz dlaczego?” „co ja takiego zrobiłem?” "na pewno masz innego!"
Ja swoje – on swoje. Gorzej niż baba.

E:
Czy my się z nimi rolami zamieniłyśmy?
M: Strach się bać dziewczynki, strach się bać...
______________________________________________

A: P. jakiś dziwny był.
M: Bardziej niż zwykle?
A: Aha.
M: :) Już Ci mówię co i jak.
Jak przyszedł, to powiedziałam, że u mnie jesteś. Zatrzymał się na chwilę, spojrzał się dziwnie na dom i szedł dalej. No faktycznie cały czas jakiś taki nielusy był, ale olałam sprawę.
A: No właśnie! Jakiś taki nieobecny był. Chyba tylko jedno zdanie powiedział :/
M: Bo się obraził :)
A: Co?!
M: Cierpliwości... Jak go odprowadzałam/wyprowadzałam, to przemówił. Okazało się, że się ciebie nie spodziewał i ma żal do mnie, że dziś widzieliśmy się we trójkę. Kiepsko?!
Przychodzi bez żadnego uprzedzenia, ze swoimi muchami w nosie i się szarogęsi. Coś
tam jeszcze zaczął mamrotać pod nosem, to się tylko zapytałam czy aby nie chce abym
między Wami wybrała.
A: I co powiedział?
M: Myślisz, ze dałam mu coś powiedzieć. No niedoczekanie! Usłyszał, że zna mnie wystarczająco dobrze, aby wiedzieć kogo w takiej sytuacji bym wybrała, więc dla własnego dobra – niech mnie do czegoś takiego nie zmusza. Przeprosił.
A: Przeprosił?
M: Aha, tylko, że to raczej Ciebie powinien przeprosić. Ja już przywykłam. Cholerna księżniczka całe życie z okresem!
A: Jak oni wszyscy.

Czy ktoś może mi powiedzieć, kiedy zamieniliśmy się rolami? A może zwyczajnie prawda wyszła na jaw – bajki kłamią!
Może tak naprawdę to nie kobiety powinny nosić długie, różowe suknie i lśniące korony na głowach? Może to wcale nie mężczyźni są stworzeni do walki z przerażającymi smokami?
Rozejrzyjmy się dokoła.
Kobiety już od przedszkola musza walczyć. Najpierw musimy udowodnić, że damy sobie radę na przeplotni (pamiętacie: taka konstrukcja z metalowych rurek, po której się chodzi, wiesza, przewiesza i panie opiekunki się wydzierają, aby na to nie wchodzić bo dla nas jest to za wysokie/poważne/niedziewczyńskie). W szkole kolejne moje da ulubione wyzwania: społeczne i fizyczne.
Społeczne: na korytarzu chłopcy siedzą po jednej stronie drzwi do klasy, dziewczynki po drugiej. I miej panie w opiece te dziewczynki, które złamią tę niepisaną zasadę. Podobnie z siedzeniem w szkolnych ławkach. Są sektory dla „chłopców” i „dziewczynek”. Wiadomo – oni łobuzują, nie uczą się i mają wszystko gdzieś, więc siedzą gdzieś na uboczu. Za to dziewczynki, zawsze przygotowane, zainteresowane, z pasją chłonące słowa nauczycieli zawsze siadają gdzieś blisko tablicy.
(Moja miejscówka – trzecia ławka od ściany i nie ważne czy rząd miał osiem czy cztery ławki. Trzecia była moją świętością i wara od niej kujonki i buntownicy z wyboru!)
Fizyczne: dziewczynki grają w siatkówkę a chłopcy w „nogę” lub „kosza”. To doprawdy fenomenalne rozumowanie W-Fistów doprowadzało mnie do szału. Ponieważ wiadomo jak uwielbiam ślepo zgadzać się na wszystko... ja i A. zawsze miałyśmy prawo wyboru i jeśli tylko chłopaki nas chcieli (bez podtekstów, za młodzi byliśmy :) ), przez 45 minut mogłyśmy szpanować naszymi rzutami „za trzy”.
Kiedy wszyscy trochę podrośliśmy, znów okazało się, ze bez walki się nie obędzie.
Jadąc autobusem nawet tym prze 7 rano zapomnijmy o skrawku wolnego miejsca na nasze skromne ciałka. Robiąc codzienne zakupy, ile razy musiałyśmy przemienić się w Artura Partykę, aby zdjąć z półki upragnione produkty. O awans w pracy też nie jest łatwo, no ale trudno się dziwić...Szef oczekuje dyspozycyjności. Dyspozycyjność, ciekawe słowo przy dwóch etatach, 15 minutach do zamknięcia przedszkola i odesłania naszej pociechy do Izby Dziecka oraz jeździe czterema autobusami do domu, bo grupa robotników od roku remontuje trzy metry nawierzchni, przez co my musimy objazdem przez całe miasto jeździć, aby dotrzeć wreszcie do domu. Do domu, w którym czeka na nas gotowanie, pranie, zmywanie, szycie, wysłuchiwanie, jakim okrutnym człowiekiem jest szef naszej „miłości póki śmierć nas nie rozłączy”(czasem bardzo kusząca opcja), który odebrał mu imienne miejsce parkingowe pod biurowcem, który stoi sobie na końcu naszej ulicy. Później możemy jeszcze liczyć na uwagi, że mizeria to nie do końca był dobry wybór na dzisiaj, i że z włosami też mogłybyśmy zrobić – przecież to że jest zima wcale nie oznacza, że musimy tak nijako wyglądać. A i koniecznie trzeba zmienić płyn do płukania, po tym obecnym koszule dziwnie się układają. No i na miłość boską! Przecież przed 2000 rokiem żadnych filmów nie kręcono! Przestańmy opowiadać bajki i cieszmy się zdobyczami technologii. Przecież nikt nam nie broni grać na X-boxach do bladego świtu.

No to jak będzie z tymi księżniczkami? Czy bajki kłamią?

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za siedmioma morzami żył sobie chłopiec księzniczek. Mieszkał w wielkim szklanym zamku, pełnym uczynnej służby. Każdego dnia gdy tylko po spokojnej nocy otwierał swoje oczęta, na nocnym stoliku już czekała na niego taca z pysznym śniadankiem, na fotelu nieopodal uczynna służka pozostawiła muślinowe ubranko na dziś. Chłopiec wiedział, że dziś jak każdego innego dnia będzie mógł robić co tylko zapragnie. Każda jego zachcianka zostanie spełniona w oka mgnieniu.
Jedyną rzeczą jakiej mu zabraniano, to zabawa w ogrodzie. Chłopcu nie wolno było do niego wchodzić gdyż grasował tam ogromny, złowieszczy i niezwykle drapieżny motyl, który czyhał na jego życie. Wszyscy jednak wiedzieli i szczerze w to wierzyli, że nadejdzie dzień, w którym do bramy zamku zapuka odważna, dzielna i nieustraszona dziewczynka w błyszczącej zbroi, która po ciężkiej walce pokona krwiożerczego motyla i tym samym będzie godna wyjść za mąż za cudownego chłopca ksieżniczka.

poniedziałek, 26 października 2009

... o uczeniu się przez całe życie

Hola!
Now you know how to greet people in Spanish!

Yasou!
Now you know how to greet people in Greek!

Aloha!
Now you know how to greet people in Hawaiian!


No proszę...sądziłam,że Flickr to miejsce na dzielenie się zdjęciami.
A tu taka niespodzianka - ja dziele się z nim zdjęciami a on mi odpłaca lekcjami języków obcych.
Przez pięć lat moja uczelnia wbijała nam do głowy,że człowiek uczy się przez całe swoje życie.

Zgadzam się z tym w 100%.

poniedziałek, 19 października 2009

środa, 19 sierpnia 2009

... o pokoleniach

M: Powiem Ci, że ja chyba nie rozumiem młodego pokolenia.
M: Widocznie nie nadążamy za współczesnością.

Ale jak można nadążać za czymś/kimś takim?

- Kawa koniecznie musi być w papierowym kubku i noszona po całym mieście, dodatkowo wnoszona do każdego sklepu, środka lokomocji itd. A że kogoś się przy okazji obleje...no cóż, takie życie.
- Jeśli pojawia się kawa to i łokieć, zawsze tak wystawiony aby nadziewali się na niego dosłownie wszyscy. Chociaż wiadomo - sami na niego wchodzą.
- O byciu ofiarą mody to już chyba nawet nie powinnam wspominać, ale żeby nikt mi nie zarzucił, że lecę po łebkach... U panów pojawiają się grzywki, przez które czasem określenie płci zajmuje dłuższą chwilkę (z paniami jest zresztą podobnie ;p ), wychudzenie też w tym nie pomaga. płeć piękna ogranicza się wyłącznie do tego, co serwują modne magazyny. I tak też mamy dziewoje ubrane według strony 15 - bohema nadchodzi, 34 - kwieciście jak kanapa babci, 57 - seksownie nie znaczy z gustem i oczywiście... dodatek specjalny na wakacje - papuzie ubarwienie na twarzy i włosach. Chłopcy mają łatwiej...wszystko co różowe i przymałe.
I tutaj mój osobisty apel (jakby na gg,gronie,myspace i facebooku było go za mało):
PANOWIE, ZOSTAWCIE RÓŻ LATYNOSOM!
Dziękuję.
- Wszyscy są a raczej muszą być oryginalnie! To hasło stało się już prawie pierwszym przykazaniem w dekalogu młodego pokolenia.
Oryginalny = H&M, Top SHOP, Zara.
(reszty marek nie wymieniam, bo i tak należą do tych samych koncernów co powyższe, a co za tym idzie...sprzedają to samo w innych kolorach)
- Stosunek do wyższych wartości jest rzeczą względną. Bo niby co jest wyższą wartością?
Na pewno pieniądze, które szczęścia nie dają, ale dają znajomych i oryginalność, więc status społeczny. Rodzina jest zdecydowanie passé, dlatego nikt nie mówi o urodzinach mamy i rocznicy ślubu wujka ze strony babci ciotecznego brata. Lepiej powiedzieć, że się wyjeżdża na weekend. Bo to jest teraz na czasie. Stara dobra uczciwość i szczerość też wyjeżdżają na weekend :)
- I tak dochodzimy do miłości, która podobno jest, ale przemieniła się w posiadanie kogoś na pokaz. Jest ktoś z kim koniecznie trzeba iść za rękę nawet w zatłoczonej alejce supermarketu (boże to jest dopiero g
énade...w markecie:/ ), koniecznie wsadzać ręce pod koszulkę i spodnie w kawiarni i mój numer jeden posiadania kogoś... obślinianie się w autobusach, metrze, na przystankach i w kolejce. Tak, obślinianie. Bo pragnę zauważyć, że pocałunki też są na weekendzie :)
- Rozmowy toczą się bez wyraźnego tematu. Ale przecież nie o temat tutaj chodzi. Najważniejsze żeby jak największa liczba osób stojących z boku słyszała, że się wypluwa z siebie jakieś tam wyrazy. Trzeba przy tym pamiętać o chóralnych okrzykach w rodzaju "No co ty!?" "No nie mów!" "No nie może być!" (o co chodzi z tym całym 'no'? czyżbym miła kolejny temat ;> ).
Trzeba jeszcze koniecznie gestykulować. A że przy okazji wydłubie się komuś oko na ulicy...cóż, zdarza się.
- Wszyscy są PIĘKNI.Zupełnie bez skazy, zagnieceń,plamek i niesfornych kosmyków (chyba,że te akurat zrobione są przez fryzjerkę w trakcie 4 godzinnego czesania kucyka do szkoły).
- Impreza nie była dobra jeśli ktokolwiek pamięta ją od początku do końca! :)
- Przyjaźnie zawierane są pod warunkiem, że: portfele są tak samo wypchane; dane osoby spełniają powyższe warunki w stopniu idealnej zgodności z opisem.

Pasuje Wam to do opisu współczesnego pokolenia???
No raczej!
Ale wiecie co jest najgorsze???
Mi to pasuje do opisu mojego pokolenia. Pokolenia nieco starszego niż 'banany' z gimnazjum.
Pokolenia ludzi z tytułem magistra w kieszeni. Pokolenia mającego dwoje a nawet troje dzieci.
Pokolenia wychodzącego za mąż/żeniącego się. Pokolenia szukającego pracy jak również tego siedzącego za biurkiem kierownika.
O ile mając lat 17 byłoby to wszystko jedynie zabawnym spektaklem wystawianym na scenie życia, tak mając już za sobą ćwierć wieku jest to wręcz przerażające, żenujące.
I co z tym dalej zrobić? Jak długo można uciekać przed własnym pokoleniem?

Póki starczy nam tchu!


wtorek, 18 sierpnia 2009

... o psikusach podświadomości

SEN - stan czynnościowy ośrodkowego układu nerwowego, cyklicznie pojawiający się i przemijający w rytmie okołodobowym, podczas którego następuje zniesienie świadomości (za wyjątkiem świadomego snu) i bezruch. Sen charakteryzuje się ustępowaniem pod wpływem czynników zewnętrznych.

Jesteśmy zmęczeni, oczy same nam się zamykają. Kładziemy się. Zasypiamy. Budzimy się wyspani, pełni energii na kolejne godziny.
Prawda, że banalnie proste!
A już ci...

M: Dzwoniłam wczoraj do ciebie?
A: kilka razy.
M: A w nocy?
A: No co ty! Nie. Nie mów, że znów masz te senne 'jazdy'.
M: Mam.
A: Co tym razem?
M: Zadzwoniłam do Ciebie po przepis na sałatkę z makaronem.
A: I podałam Ci go?
M: Opakowanie ravioli,kukurydza,trochę papryki,kurkuma,sól,pieprz,majonez. Wybornie smakowała do piersi z kurczaka i czerwonego wina.
A: O cholera! Jaka jazda! To są te składniki.
M: No wiem, przecież mówię Ci,że sałatka palce lizać.
A: Ale jakim cudem?...

A: Zaczynam się Ciebie bać.

Sny są tworami fizjologicznymi. Ich wizualny charakter jest zazwyczaj najbardziej wyrazisty (zdarzają się jednak marzenia senne o przewadze doznań słuchowych). Człowiek, który ich doświadczył opisuje je zazwyczaj jako bardzo realistyczne, dotyczące życia i problemów codziennych. U każdego mogą się też pojawiać wątki fantastyczne, erotyczne a nawet surrealistyczne.

Twory.Wyraziste.Realistyczne.Życie codzienne.Fantastyka.Surrealistyka.Erotyka.
I co z tego, że to wszystko wiemy od uhhhuuu albo i dłużej.
Co z tego, że wszystko przecież ma jakieś logiczne wytłumaczenie.
Co z tego?
Wiemy to wszystko, i duma nas rozpiera aż nagle...
Budzimy się rano. Wszystko gra - nasz pokój, niebieski podkoszulek dalej jest na nas, kubek z sokiem na swoim miejscu, nawet kołdra się zgadza. Rzucamy spojrzenie przez ramię...hmm czy z nami aby ktoś nie spał tej nocy? Chyba nie, bo w łóżku dalej jesteśmy same. Ale zaraz, coś chyba nie gra. Przecież dobrze pamiętamy, że idąc spać wzięliśmy z lodówki butelkę wody,bo...
Chwila, od początku...
Rano obudził nas budzik (prawidłowo,bo to był piątek), szybkie śniadanie bo i tak na autobus się spóźnimy i trzeba będzie biec. W pracy gadaliśmy z tą wypindrzoną wydrą, że musimy wcześniej wyjść bo mamy spotkanie na mieście ze znajomymi. To dziwne, ale nawet się bardzo nie rzucała. W restauracji już wszyscy na nas czekali. Trochę obciach, ale nie jesteśmy swoim własnym szefem. Z głośników leciała strasznie denerwująca muzyka. Tylko ona wpadła na pomysł, aby pogadać z obsługą - puścili coś innego. Wszystkim dopisywały humory. Jedzenie zwalało z nóg, to dobrze, że on zna się na dobrej kuchni. Drinki były chyba trochę za mocne, ale urodziny brata są tylko raz w roku. Tort był wyśmienity! Gdzie ta dziewczyna go kupiła? Musze się koniecznie dowiedzieć. A może sama go piekła. Wyszliśmy koło pierwszej. On wsiadł do naszej taksówki. Jak sam powiedział "nie lubi,kiedy kobiety same jeżdżą". No cóż, nie umiemy odmawiać zwłaszcza komuś takiemu. Wstąpił jeszcze na kawę - najstarszy numer świata. No ale trzeba mu to przyznać... potrafi skubaniec całować. Tuż po jego wyjściu dostałyśmy sms-a od niej (co za synchronizacja) z zapytaniem 'i jak tam?'. Nie wiemy jakim cudem wiedziała, ale w sumie to przecież mamy małe grono znajomych. Tu wszyscy wiedzą wszystko... Wiadomo co odpisałyśmy :)
Potem była wanna i płyn do kąpieli o zapachu letniej łąki. Idąc spać wzięłyśmy wodę na rano, bo po tych wszystkich parasolkowych drinkach mogło być ciężko. Długo nie mogłyśmy zasnąć - to pewnie przez emocje i duszną noc. W końcu udało się. Nie trudno było zgadnąć, że będzie się nam śnił. Ale co to był za sen...

Cholera. Więc co jest z tym sokiem w kubku?! Byliśmy w tej restauracji czy nie.
Gdzie komórka.
"Wiadomości odebrane"... nic do nas w nocy nie napisała.
"Wiadomości wysłane"... też nic.

Coś mi mówi, że obłęd jest bliżej niż to się nam wydaje.