środa, 19 sierpnia 2009

... o pokoleniach

M: Powiem Ci, że ja chyba nie rozumiem młodego pokolenia.
M: Widocznie nie nadążamy za współczesnością.

Ale jak można nadążać za czymś/kimś takim?

- Kawa koniecznie musi być w papierowym kubku i noszona po całym mieście, dodatkowo wnoszona do każdego sklepu, środka lokomocji itd. A że kogoś się przy okazji obleje...no cóż, takie życie.
- Jeśli pojawia się kawa to i łokieć, zawsze tak wystawiony aby nadziewali się na niego dosłownie wszyscy. Chociaż wiadomo - sami na niego wchodzą.
- O byciu ofiarą mody to już chyba nawet nie powinnam wspominać, ale żeby nikt mi nie zarzucił, że lecę po łebkach... U panów pojawiają się grzywki, przez które czasem określenie płci zajmuje dłuższą chwilkę (z paniami jest zresztą podobnie ;p ), wychudzenie też w tym nie pomaga. płeć piękna ogranicza się wyłącznie do tego, co serwują modne magazyny. I tak też mamy dziewoje ubrane według strony 15 - bohema nadchodzi, 34 - kwieciście jak kanapa babci, 57 - seksownie nie znaczy z gustem i oczywiście... dodatek specjalny na wakacje - papuzie ubarwienie na twarzy i włosach. Chłopcy mają łatwiej...wszystko co różowe i przymałe.
I tutaj mój osobisty apel (jakby na gg,gronie,myspace i facebooku było go za mało):
PANOWIE, ZOSTAWCIE RÓŻ LATYNOSOM!
Dziękuję.
- Wszyscy są a raczej muszą być oryginalnie! To hasło stało się już prawie pierwszym przykazaniem w dekalogu młodego pokolenia.
Oryginalny = H&M, Top SHOP, Zara.
(reszty marek nie wymieniam, bo i tak należą do tych samych koncernów co powyższe, a co za tym idzie...sprzedają to samo w innych kolorach)
- Stosunek do wyższych wartości jest rzeczą względną. Bo niby co jest wyższą wartością?
Na pewno pieniądze, które szczęścia nie dają, ale dają znajomych i oryginalność, więc status społeczny. Rodzina jest zdecydowanie passé, dlatego nikt nie mówi o urodzinach mamy i rocznicy ślubu wujka ze strony babci ciotecznego brata. Lepiej powiedzieć, że się wyjeżdża na weekend. Bo to jest teraz na czasie. Stara dobra uczciwość i szczerość też wyjeżdżają na weekend :)
- I tak dochodzimy do miłości, która podobno jest, ale przemieniła się w posiadanie kogoś na pokaz. Jest ktoś z kim koniecznie trzeba iść za rękę nawet w zatłoczonej alejce supermarketu (boże to jest dopiero g
énade...w markecie:/ ), koniecznie wsadzać ręce pod koszulkę i spodnie w kawiarni i mój numer jeden posiadania kogoś... obślinianie się w autobusach, metrze, na przystankach i w kolejce. Tak, obślinianie. Bo pragnę zauważyć, że pocałunki też są na weekendzie :)
- Rozmowy toczą się bez wyraźnego tematu. Ale przecież nie o temat tutaj chodzi. Najważniejsze żeby jak największa liczba osób stojących z boku słyszała, że się wypluwa z siebie jakieś tam wyrazy. Trzeba przy tym pamiętać o chóralnych okrzykach w rodzaju "No co ty!?" "No nie mów!" "No nie może być!" (o co chodzi z tym całym 'no'? czyżbym miła kolejny temat ;> ).
Trzeba jeszcze koniecznie gestykulować. A że przy okazji wydłubie się komuś oko na ulicy...cóż, zdarza się.
- Wszyscy są PIĘKNI.Zupełnie bez skazy, zagnieceń,plamek i niesfornych kosmyków (chyba,że te akurat zrobione są przez fryzjerkę w trakcie 4 godzinnego czesania kucyka do szkoły).
- Impreza nie była dobra jeśli ktokolwiek pamięta ją od początku do końca! :)
- Przyjaźnie zawierane są pod warunkiem, że: portfele są tak samo wypchane; dane osoby spełniają powyższe warunki w stopniu idealnej zgodności z opisem.

Pasuje Wam to do opisu współczesnego pokolenia???
No raczej!
Ale wiecie co jest najgorsze???
Mi to pasuje do opisu mojego pokolenia. Pokolenia nieco starszego niż 'banany' z gimnazjum.
Pokolenia ludzi z tytułem magistra w kieszeni. Pokolenia mającego dwoje a nawet troje dzieci.
Pokolenia wychodzącego za mąż/żeniącego się. Pokolenia szukającego pracy jak również tego siedzącego za biurkiem kierownika.
O ile mając lat 17 byłoby to wszystko jedynie zabawnym spektaklem wystawianym na scenie życia, tak mając już za sobą ćwierć wieku jest to wręcz przerażające, żenujące.
I co z tym dalej zrobić? Jak długo można uciekać przed własnym pokoleniem?

Póki starczy nam tchu!


wtorek, 18 sierpnia 2009

... o psikusach podświadomości

SEN - stan czynnościowy ośrodkowego układu nerwowego, cyklicznie pojawiający się i przemijający w rytmie okołodobowym, podczas którego następuje zniesienie świadomości (za wyjątkiem świadomego snu) i bezruch. Sen charakteryzuje się ustępowaniem pod wpływem czynników zewnętrznych.

Jesteśmy zmęczeni, oczy same nam się zamykają. Kładziemy się. Zasypiamy. Budzimy się wyspani, pełni energii na kolejne godziny.
Prawda, że banalnie proste!
A już ci...

M: Dzwoniłam wczoraj do ciebie?
A: kilka razy.
M: A w nocy?
A: No co ty! Nie. Nie mów, że znów masz te senne 'jazdy'.
M: Mam.
A: Co tym razem?
M: Zadzwoniłam do Ciebie po przepis na sałatkę z makaronem.
A: I podałam Ci go?
M: Opakowanie ravioli,kukurydza,trochę papryki,kurkuma,sól,pieprz,majonez. Wybornie smakowała do piersi z kurczaka i czerwonego wina.
A: O cholera! Jaka jazda! To są te składniki.
M: No wiem, przecież mówię Ci,że sałatka palce lizać.
A: Ale jakim cudem?...

A: Zaczynam się Ciebie bać.

Sny są tworami fizjologicznymi. Ich wizualny charakter jest zazwyczaj najbardziej wyrazisty (zdarzają się jednak marzenia senne o przewadze doznań słuchowych). Człowiek, który ich doświadczył opisuje je zazwyczaj jako bardzo realistyczne, dotyczące życia i problemów codziennych. U każdego mogą się też pojawiać wątki fantastyczne, erotyczne a nawet surrealistyczne.

Twory.Wyraziste.Realistyczne.Życie codzienne.Fantastyka.Surrealistyka.Erotyka.
I co z tego, że to wszystko wiemy od uhhhuuu albo i dłużej.
Co z tego, że wszystko przecież ma jakieś logiczne wytłumaczenie.
Co z tego?
Wiemy to wszystko, i duma nas rozpiera aż nagle...
Budzimy się rano. Wszystko gra - nasz pokój, niebieski podkoszulek dalej jest na nas, kubek z sokiem na swoim miejscu, nawet kołdra się zgadza. Rzucamy spojrzenie przez ramię...hmm czy z nami aby ktoś nie spał tej nocy? Chyba nie, bo w łóżku dalej jesteśmy same. Ale zaraz, coś chyba nie gra. Przecież dobrze pamiętamy, że idąc spać wzięliśmy z lodówki butelkę wody,bo...
Chwila, od początku...
Rano obudził nas budzik (prawidłowo,bo to był piątek), szybkie śniadanie bo i tak na autobus się spóźnimy i trzeba będzie biec. W pracy gadaliśmy z tą wypindrzoną wydrą, że musimy wcześniej wyjść bo mamy spotkanie na mieście ze znajomymi. To dziwne, ale nawet się bardzo nie rzucała. W restauracji już wszyscy na nas czekali. Trochę obciach, ale nie jesteśmy swoim własnym szefem. Z głośników leciała strasznie denerwująca muzyka. Tylko ona wpadła na pomysł, aby pogadać z obsługą - puścili coś innego. Wszystkim dopisywały humory. Jedzenie zwalało z nóg, to dobrze, że on zna się na dobrej kuchni. Drinki były chyba trochę za mocne, ale urodziny brata są tylko raz w roku. Tort był wyśmienity! Gdzie ta dziewczyna go kupiła? Musze się koniecznie dowiedzieć. A może sama go piekła. Wyszliśmy koło pierwszej. On wsiadł do naszej taksówki. Jak sam powiedział "nie lubi,kiedy kobiety same jeżdżą". No cóż, nie umiemy odmawiać zwłaszcza komuś takiemu. Wstąpił jeszcze na kawę - najstarszy numer świata. No ale trzeba mu to przyznać... potrafi skubaniec całować. Tuż po jego wyjściu dostałyśmy sms-a od niej (co za synchronizacja) z zapytaniem 'i jak tam?'. Nie wiemy jakim cudem wiedziała, ale w sumie to przecież mamy małe grono znajomych. Tu wszyscy wiedzą wszystko... Wiadomo co odpisałyśmy :)
Potem była wanna i płyn do kąpieli o zapachu letniej łąki. Idąc spać wzięłyśmy wodę na rano, bo po tych wszystkich parasolkowych drinkach mogło być ciężko. Długo nie mogłyśmy zasnąć - to pewnie przez emocje i duszną noc. W końcu udało się. Nie trudno było zgadnąć, że będzie się nam śnił. Ale co to był za sen...

Cholera. Więc co jest z tym sokiem w kubku?! Byliśmy w tej restauracji czy nie.
Gdzie komórka.
"Wiadomości odebrane"... nic do nas w nocy nie napisała.
"Wiadomości wysłane"... też nic.

Coś mi mówi, że obłęd jest bliżej niż to się nam wydaje.